Zaczyna się. Wpada nam do głowy genialny pomysł. Kuszący. Następuje ekscytacja i radość jak u dziecka. A potem te słowa:
-„To będzie moje marzenie, żeby kiedyś….”
No właśnie. Kiedyś. I to marzenie już się nie spełni. Wiesz czemu?
Marzenie to nie jest coś, co spada nam z nieba.
Czasami mam wrażenie, że my ludzie postrzegamy marzenia, jako rzeczy, które spadną nam z niebios. Zażyczymy sobie czegoś, czasami nawet nie sprecyzujemy tego i mamy nadzieję, że raz wypowiedziane w kosmos życzenie wróci do nas, najlepiej zapakowane w pudełku i dostarczone przez kuriera. „-Ding, dong. -Kto tam? -To marzenie. -O super, wiedziałem, że kiedyś wpadniesz!”. Tak niestety w życiu się nie dzieje, ale chyba często mamy taką cichą nadzieję, że się spełni. Samo się spełni. A nie -my je spełnimy.
Wiecie jaka jest jedna z powszechnych definicji słowa MARZENIE?
«powstający w wyobraźni ciąg obrazów i myśli odzwierciedlających pragnienia, często nierealne»
Wydaje mi się, że to my sami, nazywając swoje pragnienia- marzeniami, sprawiamy, że stają się one niewykonalne. Dlaczego? Bo widzimy je jako coś, co może kiedyś się ziści, a może nie, kto to wie. Sami przyczepiamy im etykietkę: „niewykonalne w tym momencie”. Sam pomyśl teraz o jednym ze swoich marzeń. Kiedy je spełnisz? Jaki krok zrobiłeś dzisiaj albo w ciągu ostatniego miesiąca, żeby być bliżej jego urzeczywistnienia?
Dopóki marzenie nie stanie się celem, czyli czymś konkretnym, nigdy nie uda nam się go spełnić! Trzeba zacząć w nie wierzyć!
MOJE MARZENIE, KTÓRE STAŁO SIĘ CELEM
Miałam marzenie, jakieś dwa lata temu. Bardzo chciałam wybrać się na Erasmusa- czyli program wymiany studenckiej, na którym mogłabym studiować przez pół roku lub rok, w obcym kraju, obcej kulturze i z obcym językiem. Niesamowicie pociągała mnie wizja takiej wyprawy, zobaczenia innego kawałka świata i po prostu sama podróż. Pomyślałam sobie wtedy: ” O kurczę, to musi być świetna sprawa, marzy mi się coś takiego, kiedyś na pewno się wybiorę!” I wiecie co? Minęły mi studia inżynierskie i nie spełniłam marzenia. Zostało gdzieś tam w głowie, przyćmione przez sprawy związane z obroną pracy dyplomowej, pracą dorywczą, drugim kierunkiem i różnymi innymi projektami (jestem osobą, która uwielbia brać sobie strasznie dużo na głowę).
Wtedy pomyślałam..
Zaczynam magistra i zostało mi ostatnie półtora roku studiowania. Jeżeli nie ruszę swoich czterech szanownych liter i nie zrobię czegoś teraz, w tej chwili- to moje marzenie nie będzie już w ogóle więcej wchodzić w grę. Więc zawzięłam się i powiedziałam: „Okej! Muszę zrobić to, to i to, a moim najbliższym zadaniem jest teraz…”
Zamieniłam marzenie na cel i zaczęłam działać! Wcześniej totalnie nie wiedziałam jak się za to zabrać, od czego zacząć, ponieważ cały ten proces jest dosyć długi i to nie jest rzecz, którą można osiągnąć w minutę czy w dzień, trzeba się trochę dłużej pofatygować. Co zrobiłam?
Jak zacząć realizować marzenie, które stało się celem?
1. Rozmawiać z ludźmi, którzy osiągnęli już to, o czym marzysz.
W moim przypadku wystarczyło porozmawiać z osobami, które na Erasmusie były już wcześniej. Konwersacja z ludźmi, którzy osiągnęli już wcześniej to o czym sami marzymy, to najszybsza i najefektywniejsza droga do uzyskania potrzebnej nam w danym momencie wiedzy.
2. Opracować plan działania i ustalić wszelkie terminy.
To coś, co jest konieczne, jeżeli chcemy osiągnąć to, co sobie założyliśmy. Nie możemy odkładać czegoś na później, bo później może w ogóle nie nadejść. Poszperałam zatem w internecie jakie są kolejne kroki wyjazdu na Erasmusa, czy się kwalifikuję i spisałam sobie terminy całej tej papierkowej roboty.
3. Działać!
Tak właśnie, po prostu. Ruszyłam do dzieła. Zaczęłam od wykonywania tych najpilniejszych kroków, wymagających szybszej reakcji, a potem myślałam też o tych dalszych, ale takich, które wymagają dłuższego przygotowania (jak np. uzbieranie wcześniej odpowiedniej ilości pieniędzy na lot samolotem).
Byłam strasznie podekscytowana, załatwiałam wszystko po kolei, szło mi całkiem nieźle, zaczynałam się ostro „jarać” całym wyjazdem..
I wtedy dostałam w pysk..
Okazało się, że byłam w drugiej trzydziestce osób zakwalifikowanych do wyjazdu i nadzieja, że gdziekolwiek pojadę była praktycznie zerowa. Przynajmniej tak mi wmawiano. Byłam załamana, niczym dziecko, któremu zabrano prezent świąteczny, zanim w ogóle zdążyło go rozpakować. Już zaczynałam pomału akceptować swój okrutny los. Chodziłam przygnębiona i jednocześnie wściekła, że nic nie mogę na to poradzić.
I wtedy nie wiem czy to jabłko „rąbnęło” mnie w łeb, czy piorun trzasnął mnie z nieba. Stwierdziłam po prostu, że to tak nie może się skończyć. Za bardzo mi zależało i za dużo poświęciłam. Skoro tak daleko już zabrnęłam, to w porządku, mogę się poddać, pod warunkiem, że będę pewna, że zrobiłam wszystko, ABSOLUTNIE WSZYSTKO, co dało się zrobić. I poszłam jeszcze raz do mojego koordynatora do spraw studenckich, pytałam o możliwe opcje, składałam odwołania, pisałam maile. I wiecie co? Na Erasmusa dostała się ostatecznie pierwsza trzydziestka, a ja do niej wskoczyłam, bo część osób z listy wyżej się wycofała. Gdybym wcześniej zrezygnowała, przegapiłabym szansę i ktoś pode mną zająłby moje miejsce.
Dlatego kolejnym punktem i najważniejszym w realizacji celów jest 4. WYTRWAŁOŚĆ! Nie możemy się od razu poddać, bo napotkaliśmy pierwszą porażkę. Jeżeli na czymś naprawdę nam zależy, to warto o to zawalczyć.
Jaki z tego morał?
Los zawsze będzie Ci rzucał kłody pod nogi, żebyś nie spełnił swojego marzenia (czasami nawet niespecjalnie). Ale jeśli jest to coś naprawdę ważnego dla Ciebie, jeżeli obrałeś to sobie za cel, to nie poddawaj się. Choćby nie wiem co. Nawet jak będzie Ci się wydawało, że to nie wypali. Po prostu bądź pewien, że zrobiłeś totalnie wszystko co się dało, aby zrealizować to, co na czym Ci zależy.
Już trzy miesiące jestem tu, na Erasmusie, w Lizbonie. Nie wszystko jest kolorowe jak zdawało się na początku, bo życie nigdy nie jest kolorowe 24h na dobę. Jednak za nic w świecie nie zmieniłabym swojej decyzji o realizacji tego celu. Polecam taki wyjazd każdemu, kto ma okazję, bo bardzo wiele dzięki niemu się uczymy i odkrywamy. Poznajemy nie tylko świat, ale i samych siebie. Jedno z moich marzeń = celów spełnione. Tylko, że tu nie chodzi tylko o moje marzenia, ale też o Twoje marzenia. Jesteś gotowy, aby zamienić je na cele i zacząć działać? Czy dalej wolisz czekać na kuriera z paczką?
celeinspiracjemarzeniaodwagapostanowieniasamorozwójzmiana na lepsze