Dzisiaj parę słów o plaży, która zdecydowanie jest moim faworytem w Portugalii! Niesamowity klimat miejsca. Chyba jedyne miejsce, gdzie można znaleźć prawdziwe, duże muszle wyrzucane prosto z fal oceanu! Latem pełno ludzi oraz rybaków, którzy więcej w swoich sieciach mają meduz niż ryb, ale cóż… Zimą pełno tam spacerowiczów, ludzi uprawiających jogging czy „wyprowadzaczy” psów. O każdej porze roku miejsce to ma swój urok. Można tam znaleźć też inne osobniki, jak na przykład kraby, prawdziwe rozgwiazdy i inne przeróżne stwory. Zdjęcia, które Wam dzisiaj pokażę, wykonane zostały pod koniec grudnia, jakoś po świętach. Zapraszam do fotorelacji z wyprawy, mam nadzieję, że zachęci Was to to wybrania się samemu w to miejsce, jeśli tylko nadarzy Wam się ku temu okazja!
O samej plaży słów kilka…
Plaża położona jest na południe od Lizbony. Aby się do niej dostać ze stolicy, polecam przepłynąć promem przez rzekę Tag do miasta Cacilhas, a następnie pojechać autobusem nr 135 prawie pod samą plażę. Cały koszt wycieczki w jedną stronę to około 6 euro. Wzdłuż wybrzeża znajduje się ogólnie parę plaż (podobno na południu jest nawet plaża dla nudystów, ale na szczęście nie miałam okazji się o tym przekonać). Dzień był wprost idealny na tą podróż. Już po godzinie 14.00 zaczęliśmy zdejmować kurtki i buty, bo słońce dawało wyraźnie o sobie znać. Cudowne uczucie- iść boso brzegiem plaży w tak chłodnym miesiącu, jakim jest zazwyczaj grudzień…
O reszcie opowiem przy zdjęciach, a nie będzie ich mało, więc drogi gościu, usiądź wygodnie, nalej herbaty i „scrolluj” śmiało w dół!
Co jakiś czas na plaży możemy napotkać skaliste deptaki, przy których burzliwe fale rozbijają się o kamienie…
Jest to też istny raj dla psiaków, ten tutaj był bardzo przyjazny- kiedy go zawołałam, ochoczo podbiegł, żeby całą zasypać mnie piaskiem!
Sama woda ciepła nie była, ale nie była też tak zimna jak się spodziewałam… Spokojnie można było pluskać w niej nogi . 🙂
Po przeciwnej stronie oceanu niesamowity klimat tworzyły chatki, których widok nakierowany był wprost na wzburzone fale. Wyobrażacie sobie jak romantycznie musiały wyglądać tam zachody słońca?
Ten- zdecydowanie był moim faworytem. Biało- niebieskie pasy i marynarski klimat dodają uroku temu miejscu…
Muszę przyznać, że mi samej również zamarzył się taki domek, gdzie mogłabym podziwiać codziennie fale oceanu, pijąc poranną kawę czy wieczornego drinka…
Bardzo przypadł mi do gustu ten wzór w połączeniu z klasycznym dachem z kafelków. Domek jak z bajki!
Za domkami było coś w rodzaju sztucznego kanionu, w każdym razie był to nieco górzysty teren. Na tym zdjęciu brakuje mi tylko motoru i byłabym niezłym kozakiem!
Co jakiś czas niebo przecinały lecące samoloty, a muszę przyznać, że niektóre z nich leciały naprawdę nisko… Na niebie tworzyła się przez to biała szachownica.
Na plaży znajdowało się całe mnóstwo muszli, niektóre malutkie, inne jak te- duże i okazałe.
O tej porze roku fale sięgały naprawdę daleko. Kiedy na chwilę rozłożyliśmy kocyk z naszymi rzeczami- szybko zrozumieliśmy, że był to błąd, kiedy podpłynęła woda i chciała sprzątnąć nam wszystko sprzed nosa. Ledwo chwyciłam swojego drugiego buta, kiedy na dobre chciał mi odpłynąć (jeszcze trochę i wracałabym bosa do domu…).
Bloki znajdujące się nad samym niemal brzegiem również wyglądały kusząco. Na pewno był z nich cudowny widok…
Pod koniec wyprawy, zachodzące słońce nadawało uroku temu miejscu i bardzo żałowaliśmy, że musimy już wracać. Na szczęście nie było czego żałować, bo….
….Bo w drodze powrotnej mieliśmy jeszcze lepsze widoki niż nad samą plażą… To zdjęcie wykonałam jadąc autobusem, ale nie wzbudziło we mnie takiego zachwytu, jak to co zobaczyłam później…
To była zdecydowanie najlepsza podróż promem, jaką odbyłam w życiu. Cały spektakl zachodzącego słońca, a także widoki całego miasta z mostem w tle to coś, co zapamiętam na bardzo długo…
Most który widzicie w oddali, jest bardzo podobny do znanego dobrze mostu Golden Gate w San Francisco.
W oddali możecie też zobaczyć statuę z podobizną Jezusa, podobną do tej w Brazylii.
To już koniec mojej relacji z Costa da Caparica. Na pewno jeszcze tam powrócę, bo pokochałam tamtejszy klimat. Zainteresowanych innymi plażami w Portugalii odsyłam do wpisu o plaży Guincho. Dajcie znać, czy podobają się Wam wpisy tego typu i czy macie ochotę na podobne wpisy z opisem plaż znajdujących się w okolicach Lizbony. 😉
Costa da caparicaerasmusgrudzieńinspiracjeLizbonaplażaPortugalia
Pingback: Plaża Adraga- ukryty skarb Portugalii | justhappylife()