Pół roku przebywania na Erasmusie i już mój pobyt w Portugalii dobiega końca. Cały czas nie mogę wyjść z podziwu, jak szybko minął ten czas. Luty, ostatni miesiąc, zdecydowanie stoi pod hasłem: PODRÓŻE. Byłam już na Maderze, o której namiętnie rozpisywałam się Wam ostatnimi czasy. W poprzednim tygodniu miałam okazję zobaczyć trochę północnej części tego kraju. Wyruszyłyśmy zwiedzać Porto!
Samą podróż wspominam niekomfortowo. Lecieliśmy samolotem (w zimowych miesiącach można znaleźć bardzo interesujące oferty promocyjne!) i wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że zatkało mi się lewe ucho, tak mocno, że zaczęłam normalnie słyszeć dopiero po około pół godziny od czasu wylądowania. Na szczęście apartament, który wynajęłyśmy w pełni rekompensował mój ból podróży. A na podróż powrotną wybrałyśmy już autokar.
Właścicielka była projektantką wnętrz, więc mile zaskoczyło mnie wnętrze. Od razu zadomowiłyśmy się tu z dziewczynami! 🙂
Jeszcze tego samego dnia przeszłyśmy się po centrum Porto, oczarowane jego klimatem i architekturą!
Następnego dnia miało być zimno, deszczowo i szaro. Za cel naszej podróży obrałyśmy leżące nieopodal miasteczko Aveiro, nazywane niekiedy portugalską Wenecją. Dlaczego?
A no dlatego, że wzdłuż miasta płynie rzeka z kolorowymi „gondolami”. Celowo wzięłam to słowo w cudzysłów, ponieważ miasto nawet nie umywa się do Wenecji. Gondole miały wbudowany silnik, kosztowały fortunę, a te barwne domki, które widzicie na zdjęciu to jedyne miejsce, które ładnie się prezentowało. Reszta wyglądała bardzo „zwyczajnie”. Tutaj radziłabym więc zastanowić się i jeśli pogoda dopisuje to zdecydowanie lepiej poświęcić dzień za zwiedzanie Porto niż Aveiro.
Kolejnego dnia już miało być słonecznie, dlatego od samego rana miałyśmy zaplanowaną intensywną wycieczkę po Porto. Poranek nas troszeczkę przestraszył. Było zimno, mgliście i zimowo! Nie tak miała wyglądać nasza pogoda!!
W drodze na metro zwiedziłyśmy słynny dworzec pociągowy Sao Bento, w którym troszkę się ogrzałyśmy. Po wyjściu zaczęło pomału wychodzić poranne słonko.
Oczywiście zaczęłyśmy od nowoczesnej architektury, bo jak inaczej. Odwiedziłyśmy słynne Casa da Musica, które na zdjęciach wygląda lepiej niż w rzeczywistości. Troszkę się na nim zawiodłam, ale warto było zobaczyć budynek na własne oczy.
Kolejny obiekt wywarł na mnie o wiele większe wrażenie. Tak strasznie żałowałam, że nie mogłyśmy zobaczyć go w środku, musiałyśmy się zadowolić holem wejściowym i zewnętrzną elewacją… 🙁 A nazywany jest pogniecionym biurowcem Vodafone.
Po całym tym wędrowaniu zrobiłyśmy sobie krótką przerwę nad rzeką. Byłyśmy już troszkę zmęczone, a na mapie wciąż widniało jakieś dziewięć miejsc, które koniecznie chciałyśmy zobaczyć.
Ruszyłyśmy niestrudzone w dalszą wędrówkę, aby zobaczyć słynny most w Porto oraz centrum miasta, tętniące życiem towarzyskim od rana do nocy! Wtedy jeszcze nie miałyśmy zbyt wiele czasu, aby się nim nacieszyć.
Kolejnym punktem na liście był Kościół św. Ildefonsa w Porto, przy którym dopisywało nam jak zawsze „szczęście” , ponieważ był zamknięty i nie mogłyśmy zobaczyć jego wnętrza.
Nie mogło nas też zabraknąć w kawiarni, w której J.K. Rowling pisała swoje pierwsze próby Harry’ego Pottera- Majestic Cafe.
A skoro już mowa o Harrym Potterze, to byłyśmy również w jednej z najsłynniejszych bibliotek w stylu secesyjnym, gdzie autorka przygód czarodzieja inspirowała się wnętrzem, a zwłaszcza niezwykłymi schodami, pisząc swoją powieść.
Wieczorem udało nam się w końcu załapać na spacer mostem Ludwika I, podziwiając miasto skąpane w zachodzącym słońcu… Żeby dostać się na górę musiałyśmy pokonać 210 schodów (tak, liczyłyśmy).
Ostatni dzień upłynął nam na szukaniu słynnych marek wina oraz spacerowaniu po drugiej stronie rzeki…
Z wielką pasją i poświęceniem nagrywałam Wam snapy tego poranka, bo było naprawdę chłodno! Jednak wolę bardziej południową, cieplejszą część Portugalii. Aczkolwiek Porto również ma swój własny, niepowtarzalny i urzekający klimat.
Ostatnie spojrzenie na konstrukcję mostu i żegnaj Porto! Strasznie się cieszę, że udało nam się zobaczyć to miejsce. Uważam, że wizyta w Portugalii bez zobaczenia tego miasta byłaby niepełna. Różni się ono od Lizbony, jest mniejsze, ale nie zupełnie małe, czyste, tętniące życiem, gdzie tradycja przeplata się z nowoczesnością… 🙂
Jak Wam się podobają zdjęcia? Które miejsce z Portugalii przypadło Wam najbardziej do gustu? Największy sentyment będę miała chyba do Madery, ale ciężko ocenić, ponieważ każde z tych miejsc było zupełnie inne, niepowtarzalne… 🙂
erasmusjusthappylifeportoPortugaliawinowycieczka