Wyjazd do słonecznej Hiszpanii już dłuższy czas chodził mi po głowie. Tuż przed moimi urodzinami stwierdziłam, że miło byłoby spędzić je w innym miejscu niż na co dzień. I tak, przeglądając ospale promocyjne oferty linii lotniczych- padło na wakacje w ALICANTE.
Szybko skonsultowałam mój spontaniczny pomysł z narzeczonym i jednogłośnie stwierdziliśmy, że taki krótki urlop doda nam energetycznego kopa na kolejne zbliżające się chłodne miesiące. Ostatecznie wyruszyliśmy we czwórkę z naszymi bliskimi na podbój Hiszpanii!
Z tej okazji przygotowałam dla Was kilka moich pomysłów na spędzenie pięciu dni w tym pięknym mieście i jego okolicach. Jeśli tekst Was nie przekona to zdjęcia na pewno! 🙂 A może już ktoś był w Alicante i chce powspominać? Mi już brakuje tego słońca i widoków! (a przede wszystkim tej wysokiej temperatury!)
DZIEŃ 1 w Alicante- Zwiedzanie miasta
Moja propozycja na pierwszy dzień to spokojne poznawanie uroków miasta, wiadomo, że po locie samolotem czy jakiejkolwiek innej podróży człowiek jest zazwyczaj zmęczony, więc lepiej nie porywać się na wycieczki do miast oddalonych o parędziesiąt kilometrów!
Przede wszystkim warto się przespacerować najsłynniejszą aleją w Alicante „Explanada de Espana”– i mówię to nie tylko ze względu na to, ile tam jest palm (a jest ich, żeby nie powiedzieć brzydko- od groma!), ale możesz się tam poczuć jak gwiazda Hollywood… bez wyjeżdżania do Hollywood! I bez czerwonych dywanów! Taki tam jest po prostu klimat!
W pobliżu jest wiele sklepików z pamiątkami, knajpek i straganików. Dajcie sobie czas na zaaklimatyzowanie się w tym środowisku. Na szczęście wszystko jest niedaleko i zaraz obok alei jest miejska plaża i port, gdzie możemy przystanąć na chwilę.
Koniecznie zajrzyjcie na ulicę San Francisco z grzybami! Tak, właśnie, z grzybami, nie przejęzyczyliście się. Po raz pierwszy w życiu poczułam się jak smerf. I chyba nie chciałabym być taką Calineczką. Widząc gigantyczne mrówki i pająki- prowadziłabym zestresowane życie. 😀
Po południu lub o zachodzie słońca- koniecznie zobaczcie zamek Św. Barbary, z którego słynie całe miasto. Na szczycie są wspaniałe widoki! Sam klimat tego miejsca jest wyjątkowy, pełno tam zakamarków I tuneli. Zdjęcie poniżej może Was trochę przerazić. „Co ta Monika… Ja będę włazić pierwszego dnia po przylocie na taką stromą górę, żeby sobie nogi połamać?”- na szczęście moi mili- na górę jest winda! Więc nie macie wymówek! (Chociaż polecam przynajmniej w jedną stronę wybrać się pieszo).
DZIEŃ 2- Różowe jezioro
Kolejny dzień to wyjątkowe miejsce- o tajemniczej, a może dosłownej wręcz nazwie Pink Lake. W mieście Torrevieja, oddalonym parędziesiąt kilometrów od Alicante- jest jezioro o podobnej konsystencji do morza martwego. W dodatku różowe. Powiem Wam, że to ja zmobilizowałam całą ekipę, żebyśmy doświadczyli kąpieli w tej wodzie. Czytałam wcześniej dokładnie, że w tym miejscu MOŻNA normalnie się kąpać, a woda ma taki odcień nie dlatego, ze rzygał tu jednorożec, ale dlatego, że jest tam taki jakiś specjalny niegroźny rodzaj różowej bakterii… 😀
To jest ciekawe przeżycie, które polecam Wam serdecznie przetestować na własnej skórze. Wystarczy położyć się na plecach i oddać przyjemnemu dryfowaniu, bez obawy że zatoniemy. Woda ma tyle soli, że naprawdę niemożliwe jest się tu utopić.
Powiem Wam w tajemnicy, że naszym celem było przy okazji zobaczenie na własne oczy prawdziwych flamingów, ale niestety okazało się, że przebywają one w oddalonym nieco od Torrevieji mieście- Santa Pola, na które niestety nie starczyło nam już czasu. (płakałam trzy noce)
Do miasta dojeżdżają bezpośrednio autobusy z Alicante, ale radzę zaplanować wycieczkę wcześnie z rana. Stacja autobusowa jest niedaleko plaży i portu, więc wiadomo, co robiliśmy po powrocie…
DZIEŃ 3- PLAŻA W SAN JUAN
Pomysł na kolejny dzień to PLAŻOWANIE!! Przecież wakacje są też po to, żeby odpoczywać, a nie tylko zwiedzać. I tutaj polecam Wam plażę w mieście San Juan– dojazd autobusem miejskim. Jest to jedna z najpiękniejszych plaż w okolicy. Przede wszystkim- zdecydowanie mniej tłoczna od tej w Alicante. Koniecznie weźcie koszyk jedzenia I parasol- bo jak niestety sami się przekonaliśmy- łatwo można się tu spalić!
DZIEŃ 4- WODNY PARK ROZRYWKI
Kolejny dzień to coś dla wielbicieli wodnych atrakcji. Trochę dalej od Alicante znajduje się miasteczko Benidorm (dojechać można tramwajem), które słynie z wielkiego parku rozrywki- zarówno tego wodnego jak i zwykłego. Ponieważ oboje z moim szanownym Jeszczeniemężem Grzegorzem jesteśmy wielbicielami wody- postawiliśmy na ten rodzaj atrakcji I spędziliśmy tam caluuuuutki dzień.
Moja mała rada- koniecznie szukajcie zniżek do parków na lotnisku! Można dzięki temu zaoszczędzić trochę gotówki. 🙂
Park posiada mnóstwo basenów odkrytych, zjeżdżalni I innych atrakcji. Naszymi faworytami okazały się ślizgawki pontonowe, z których można było korzystać również we dwoje!
Na zdjęciu powyżej, niczym z filmu pełnometrażowego „Trudne Sprawy” czy „Dlaczego ja” dostałam ochrzan od ratownika- tego tam w dole (widać go na obrazku), żebym zabrała swoje szanowne cztery litery z tego pięknego murka. Poprosiłam go, żeby nie krzyczał i dostojnie zeszłam z mostku.. (chciałabym, żeby tak było) Tak naprawdę zrobiłam się cała czerwona i uciekłam szybko, żeby mnie nie zapamiętał.
Po lewej zjeżdżalnia vertigo- niemal całkiem pionowa- na tą atrakcję nie starczyło mi odwagi, ale ta po prawej na materacach- przetestowana!
DZIEŃ 5- WSCHÓD SŁOŃCA NAD MORZEM I MIEJSCOWA PLAŻA
W ostatni dzień – polecam wybrać się z samego rana na plażę, kiedy ludzi jeszcze prawie nie ma i zobaczyć przepiękny wschód słońca. Możecie to zrobić zarówno z poziomu wody jak I z platformy z której widać całą plażę. Tylko koniecznie sprawdźcie wcześniej na internecie, o której wschodzi słońce, żeby nie zaspać!!
Resztę dnia możecie zostać na miejskiej plaży, relaksując się i odpoczywając. Jeżeli uwielbiacie wodę tak jak ja, to pamiętajcie, że największe fale są wieczorem! 🙂 Polecam również spróbowanie drinka arbuzowego z ciemnym rumem, sprzedawanym w jednym z plażowych mini barów. 🙂
Tak minęły moje wakacje e Alicante… Aha i najważniejsze! Polecam zaopatrzyć się w jakiś mały obiekt, pamiątkę, która będzie przypominać Wam o tej całej podróży. Ja postawiłam na kubek, który zawsze sprawia, że promienieję jak plaża w Alicante, kiedy piję z niego kawę. 🙂
AlicanteflamingiHiszpaniapalmyplażawakacje