Kto czyta tutaj wpisy regularnie, ten domyśla się na pewno, jaka jest moja odpowiedź na to pytanie tytułowe. Sporo jednak ludzi, których spotykam obecnie, często ma wiele pytań i wątpliwości przed takim wyjazdem. Zresztą nic w tym dziwnego. Pół roku albo nawet rok za granicą, bez rodziny, znajomych, w obcym mieście, kraju. To może przerażać. Dokładnie rok temu miałam te same obawy. Dlatego teraz chcę Wam opowiedzieć o tym dokładniej i wyjaśnić, dlaczego warto przezwyciężyć swoje obawy i wybrać się na wyprawę swojego życia! 🙂
Po pierwsze: Poznajesz nowe życie, kulturę, ludzi, obyczaje i klimat
Uważam, że XXI wiek daje nam niesamowite perspektywy podróżowania. A skoro ludzie mieszkają sobie rozrzuceni na całym świecie, dlaczego by nie zobaczyć jak wygląda życie za granicą, dlaczego nie poznać myślenia osoby, która żyje sobie gdzieś po drugiej stronie Europy? Możesz powiedzieć: „Owszem, mam okazję poznać drugi kraj. Pojadę sobie sam za granicę na wycieczkę na tydzień albo dwa.”, ale gwarantuje Ci, że w tydzień nie poznasz wszystkich skarbów kraju, bądź miejsca które odwiedzasz. Ja sama uważam, że mój półroczny pobyt był za krótki, aby poznać wszystko. Jednak to, co zobaczyłam, zwiedziłam, jest już zapisane w moich wspomnieniach. Nikt mi nie odbierze tego, co widziałam i przeżyłam. To w pewien sposób ukształtowało to, kim teraz jestem.
Po drugie: Poznajesz siebie i ćwiczysz język.
Kiedy człowiek wyjeżdża sam, dużo dowiaduje się o sobie samym. Musi się zmierzyć ze swoim charakterem. Trzeba się czasami dostosować do innych, a nie tylko do siebie, trzeba czasami ustąpić, pokonać swoje bariery czy lęki. Największą obawą był dla mnie na początku j. angielski. Mimo, że dokumenty pokazywały poziom komunikatywny, to jednak ja sama miałam obawy przed rozpoczynaniem rozmów w tym języku. Niestety nie było innej możliwości, bo przecież trzeba było jakoś się tam z ludźmi dogadać. Najpierw dukałam, czasami trochę się zawieszałam, a czasem po prostu mówiłam: „nie ważne”, kiedy nie potrafiłam się już wysłowić. Z dnia na dzień, więcej próbowałam się odzywać, w zasadzie nie miałam nawet wyboru się nie odzywać. Praca w grupie ze studentami z Portugalii zmusiła mnie do tego, konsultacje z nauczycielami, ale też domownicy, w wynajmowanym mieszkaniu. Na początku wracałam strasznie zmęczona rozmowami w innym języku, myśleniem, żeby nie popełnić gafy i ciągłym skupieniem. Teraz nie muszę się nawet skupiać. Przestawienie się na drugi język nie sprawia mi w ogóle kłopotu. Mam wiele znajomości zza granicy, które wciąż podtrzymuje i ludzi, z którymi wciąż rozmawiam w tym języku. Czasami nawet głupie spytanie o drogę na ulicy sprawiało, że dokształcałam się w swoich umiejętnościach. Otwierając się na świat i płynąc z prądem, uczysz się więcej niż zmuszając się do nauki.
Które miasto, który kraj?
Jeśli chodzi o miasto, które wybrać, lecąc na Erasmusa, to wiele zależy od Was. Ja najlepiej czuję się w dużych miastach, gdzie coś się dzieje i nie wieje nudą, gdzie człowiek z jednej strony czuje się anonimowy, a z drugiej ma okazję uczestniczyć w wielu niesamowitych wydarzeniach. Dołączyłam do tego palmy i słońce, bo straszny ze mnie zmarzlak. A że to był semestr zimowy, Lizbona nadawała się do tego idealnie. Inni wolą mniejsze miasta, gdzie ludzie są bardziej zgrani, miejsca czystsze i bardziej naturalne. Wtedy polecam zastanowić się nad czymś spokojniejszym, ale np. w pobliżu większych, fajnych miejscowości, które zawsze można odwiedzić.
Czy na Erasmusa wybierać się samemu?
I tak i nie. Są tego plusy i minusy. Jak ze wszystkim. Ja byłam z trzema bliskimi osobami z mojej uczelni, które dobrze znałam i lubiłam. Przeżyłam z nimi niezapomniane chwile, które chyba na zawsze zostaną już w naszych głowach. Bez nich na pewno tak dobrze bym się nie bawiła, bo jednak organizowałyśmy wspólne wycieczki, imprezy. Razem łatwiej było nam się zaaklimatyzować w nowym miejscu, bo miałyśmy siebie! Z drugiej strony lecąc samemu, bardziej zżyjesz się z ludźmi z tamtego kraju. Nie ważne czy z erasmusami czy z mieszkańcami tego państwa. Na pewno poznasz wiele osób i zyskasz nowe kontakty, być może nawet na całe życie… A jeżeli lecisz z kimś ze swojej uczelni, pamiętaj, że jednym z celów jest też integrowanie się z innymi ludźmi zza granicy. Warto brać udział w projektach np. z mieszanymi grupami. Albo uczęszczać na wspólne wydarzenia dla zagranicznych studentów.
Czy Erasmus to tylko picie i zabawa?
To chyba również zależy od osoby. Ja osobiście nie ukrywam, że w paru zabawach brałam udział. Nie kojarzę jednak Erasmusa głównie z imprezowaniem i alkoholem. Dla mnie to mnóstwo okazji do wycieczek, w miejsca jak z bajki, których nigdy nie miałabym szansy zobaczyć na żywo, gdyby nie ten program studencki. Dla mnie to również długie siedzenie nad projektami, ponieważ wybrałyśmy dosyć czasochłonne przedmioty, a uczelnia docelowa otwarta była całą noc i weekendy. Zdarzało się więc nam zostać dłużej po zajęciach. Dużo dłużej. Jednak niczego nie żałuje. Każda z tych rzeczy czegoś mnie nauczyła.
Pieniądze
Muszę przyznać, że jeżeli chodzi o Portugalię, to dają tych pieniędzy troszeczkę za mało. Musimy trochę sami dołożyć, zwłaszcza jeśli chce się pojechać, coś zwiedzić, wokół naszego miasta. Jednak przy oszczędzaniu i przy drobnej pomocy, jest się w stanie tam spokojnie przeżyć. Ja jestem chodzącym dowodem. Trzeba tylko rozsądnie gospodarować pieniędzmi, ponieważ zostają one przesłane na raz. Dlatego dobrze radzę podzielić je sobie na raty, żeby potem nie było zaskoczenia, że nagle kasa się skończyła.
Zdjęcia
Z całego swojego pobytu w Portugalii mam tyle zdjęć, że mój laptop jest cały nimi zapełniony, a na dyskach powoli brak już miejsca. Mam straszną słabość do fotografii, mimo że wielki ze mnie amator, to jednak ciężko się powstrzymać, kiedy się widzi coś tak innego niż Polska. 😀
A co, jeśli ominie mnie coś ważnego na mojej uczelni, czego się na Erasmusie nie nauczę?
Owszem, może tak być, nie mówię, że nie. Wiem, że często Erasmusów za granicą traktują ulgowo. Ja osobiście uważam, że nauczyłam się troszkę nowego podejścia do projektowania, ale też robiłyśmy z dziewczynami własne projekty, solidnie przykładając się do nauki tak jak w naszej rodzimej uczelni. Wychodzę z założenia, że zaległości można zawsze nadrobić, a na taką przygodę jak Erasmus już potem może nie być czasu, okazji itd…
Jeżeli jeszcze się wahasz lub masz jakieś pytania czy wątpliwości, śmiało możesz podzielić się nimi w komentarzach! Napiszę tylko jeszcze jedno. Jedź, bo warto. Zostaw wszystko i jedź. Nic się nie zawali, związek przetrwa, bliscy poczekają, uczelnia też na Ciebie poczeka. Gdybym mogła cofnąć czas, bez wahania bym powtórzyła swoją decyzję.
Na koniec parę zdjęć, ukazujących panoramę, które zostały wykonane przez naszą niezastąpioną Kasię (uściski!). Pamiętam jak dziś, kiedy kucałyśmy jedna po drugiej, żeby nie zakłócić tych widoków na zdjęciu.
.
.
.
.
.
.
Panoramy od góry: Porto, Porto- po drugiej stronie rzeki, Lizbona- dworzec Oriente, Madera- Funchal, Madera, Madera-Baia d’abra, Madera- Baia d’abra.
czy warto jechać na erasmusaerasmusLizbonamarzeniaodwagaodważ siępodróżepodróżowaniePortugaliaprzeprowadzkaprzygodasłońcewspomnieniawycieczkiwyjazd na rokwyjazd za granicęwyprawa na całe życie
Pingback: ERASMUS w Wielkiej Brytanii, czyli jak wyjechać na praktyki za granicę - Just Happy Life()