Od dwóch miesięcy mam przyjemność mieszkać w stolicy niesamowicie interesującego państwa jakim jest Portugalia. Choć nie jest to może jakoś specjalnie długi czas, to jednak wystarczający, aby zauważyć dość specyficzne cechy charakterystyczne dla tego kawałka Europy, które są tak bardzo różne od naszych typowo polskich atrybutów.
Jeśli jesteście ciekawi, co takiego doprowadza mnie do szału, a co sprawia, że chcę zostać w Lizbonie tak długo jak tylko się da, zapraszam do zapoznania się z poniższą listą:
1. Szalenie jaskrawe kolory kamienic
Jako że studiuję architekturę, budynki to pierwsza rzecz, która od razu rzuciła mi się w oczy zaraz po przyjeździe do Lizbony. Kolory, które wcale nie rażą kiczem, kreują przestrzeń niezwykle malowniczą i pełną optymizmu. Tak zupełnie inną niż szara i ponura zabudowa polskich miast. Barwy, które są tak soczyste i uderzające, że nawet kiedy niebo jest szare, miasto zawsze będzie kolorowe. Dodatkowo mozaiki na elewacjach, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Niesamowite bogactwo wzorów i barw, zmiksowanych ze sobą i tworzących masę ciekawych wariantów- to sprawia wrażenie, jakbyśmy trafili do zupełnie innej krainy. Chyba to właśnie dlatego Lizbonę można odkrywać codziennie na nowo, bo niejeden budynek może zaskoczyć, a każda ulica tworzy zupełnie inną atmosferę.
2. Drogi i chodniki, wszystko jest z kamienia
O ile w Polsce kobiety mogą, powiedzmy sobie, w miarę swobodnie chodzić na obcasach wszelakiego rodzaju, o tyle w Portugalii grozi to co najmniej skręceniem kostki albo fiknięciem koziołka i przeturlaniem się na drugi koniec ulicy. To jest tak naprawdę coś, co imponuje i wkurza zarazem. Imponuje, bo wygląda bardzo efektownie, zwłaszcza kiedy pojawiają się dodatkowo z tego kamienia jakieś wzory. Denerwuje, bo żeby wyjść z domu trzeba założyć naprawdę bardzo wygodne buty. W innym wypadku zafundujemy swoim stopom nie lada masaż i to niekoniecznie ten z kategorii przyjemnych. Do tej pory nie mogę się nadziwić, że chciało się ludziom te kamyczki układać w całym mieście (nie tylko w stolicy). U nas w Polsce bylibyśmy chyba po prostu- za leniwi na taką zabawę.
3. Ludzie totalnie olewają sygnalizację świetlną
Możesz być duży, mały, gruby, chudy, albo nawet super wychowany, każdy tu ma totalnie wywalone na to, co pokaże się na sygnalizacji świetlnej. Nie mówię, że w Polsce nie zdarza się, że ktoś przejdzie na czerwonym świetle. Owszem u nas też są takie przypadki, ale uwierzcie mi, nie tak często jak tutaj. W Portugalii nie patrzy się na to, czy stoi gdzieś w pobliżu stróż prawa, czy ulica jest mała czy też duża, czy może coś się na niej dzieje czy nie. Po prostu głównym pytaniem, które zadają sobie Portugalczycy jest: „Czy zdążę przejść na drugą stronę czy nie?” I najczęściej wybieraną odpowiedzią jest ta pierwsza część zdania. Co ciekawe zielony ludzik nie „mryga” ostrzegawczo, kiedy kończy się czas pieszego, tylko perfidnie i niespodziewanie zmienia się światło na czerwone, bez żadnego ostrzeżenia, że aż Cię wryje, że tak powiem, na środku jezdni i nie wiesz czy uciekać, cofać się czy olać czerwone i biec do przodu.
4. Szansa na znalezienie trawnika w Lizbonie jest równie wielka jak znalezienie twarogu w sklepach
Czyli nikła. Na początku architektura miasta całkowicie przyćmiła wszystko. Kolory, klimat, atmosfera. Z czasem do mnie dotarło- tutaj praktycznie wcale nie ma trawników. Owszem są drzewa, ale bardzo często to wygląda tak, że są wbite w dziurę z ziemią, z której nie wyrasta ani jedno źdźbło trawy. Dla Polaka to nie lada gratka, bo przecież u nas gdzie nie spojrzeć to wszędzie zielono, a tutaj place świecą kamienną pustką. Idzie to jeszcze jakoś przeżyć, ale biedne psiaki wyprowadzane przez swoich panów mają ograniczone pole manewru, co niestety nierzadko owocuje niespodziankami na samym środku chodnika, którym poruszają się szybko, niczego nieświadomi ludzie. A propos twarogu- jego znalezienie możliwe jest tylko w sklepach rosyjskich, oczywiście po odpowiednio przygotowanej, by zaskoczyć mieszkańca Polski, cenie (czytaj: dużo droższej niż w ojczystym kraju).
5. Całemu miastu umila widok roztaczających się wzdłuż komunikacji pieszej- śmietników
Trzeba stawić czoło prawdzie. Jeśli należysz do takich osób, których nos wyczuwa każdego cichego bąka biedronki i nie możesz znieść nawet najmniejszej ilości złej nuty zapachowej- Lizbona to nie miasto dla Ciebie. Tutaj śmietników jest dużo, ale kompletnie nie przemyślano dla nich miejsca. Nierzadko czułam się niczym damska wersja „Indiany Jones”, przeciskając się między krawężnikiem chodnika a zajmującym 3/4 drogi zielonym, śmierdzącym bandytą. I chociaż śmieciarki pracują codziennie z wielkim zapałem- to jednak Lizbona ma i będzie miała swój specyficzny zapach Nie wszystkim może się on spodobać. Osobiście matka natura nie wyposażyła mnie we wrażliwy nos i po raz pierwszy jej za to dziękuję.
6. Bo kawy są tutaj takie „duże”
Tak, to był sarkazm. Kawa. Coś bez czego Portugalczycy nie wyobrażają sobie życia. Coś, co zaskoczyło mnie od samego początku. Zamawiając kawę czy to w restauracji czy z automatu- zostanie Ci podany kubeczek wielkości Twojego ucha (równie wąski co wysoki), z czego nawet połowa nie będzie wypełniona tym magicznym trunkiem. Zawsze jak to widzę, przypomina mi się moja porcelanowa mini zastawa do kawy dla lalek, którą miałam w dzieciństwie. Tutaj zrobiłaby furorę. Ogólnie bardzo często nazywam tą miksturę „szotem” kawowym, bo jednak dla mnie kawa to coś, czym mogę się delektować dłuższą chwilę, a nie wypić na raz. Co ciekawe sami Portugalczycy wcale nie są tym faktem zaskoczeni. Tłumaczą tak małą ilość tego napoju tym, że oni zawsze piją tylko mocną ( chyba dającą mocnego kopa) kawę. No cóż… Nagle określenie „mała czarna” nabiera zupełnie nowego znaczenia. (na zdjęciu poniżej kawa i chyba najbardziej znane ciastko w całej Portugalii- Pastel de nata).
7. Zdecydowanie nie jest tu płasko
Sama Lizbona położona jest podobno na siedmiu wzgórzach. Pomijając fakt, że przytrafiło mi się na jednym z nich mieszkać, to naprawdę, wokół jest ich cała masa, co tworzy nam kolejny powód dla których założenie obcasów to misja niemal samobójcza. Przyzwyczajona tak bardzo do płaskich, polskich terenów, codziennie zdycham i padam na twarz wchodząc na sam szczyt, który u podnóża wydaje się być nie do pokonania. Zdecydowanym plusem jest możliwość odpuszczenia sobie po takim spacerze ćwiczeń na nogi i pośladki. Rzeźba i masa tworzą się same!
8. Punkty widokowe rekompensują wszystko
Zwłaszcza takie, na których szczycie rozpościera się widok na całe niemal miasto. Musze przyznać, ze taka panorama zapiera dech w piersiach. Ale najbardziej niezwykłe jest to, że kiedy człowiek staje przed takim widokiem, nagle wszystkie codzienne problemy stają się takie małe, a wielkie możliwości pojawiają się raptem na wyciągnięcie ręki. Człowiek zaczyna wierzyć, że może osiągnąć coś, o czym wcześniej mógł tylko pomarzyć. Świat stoi przed nami otworem.
9. Suszenie prania to nie lada wyzwanie
Z wzniosłych tematów przenoszę się na takie trochę bardziej trywialne. Pranie- wydaje się prosta czynność. Jednak ubrania nie chcą schnąć w mieszkaniach (czasem nawet na zewnątrz). Prawdopodobnie spowodowane jest to przez dużą wilgotność czy też specyficzny klimat, ale widok suszących się na sznurku ubrań za oknem- to rzecz normalna, nawet w centrum samej stolicy. Osobiście uważam, że schnące pranie, wprowadza taki domowy charakter dla zdjęcia (najważniejsze to uchwycić ten moment).
10. Palmy. Palmy. I jeszcze raz palmy.
Na Portugalczykach nie robią żadnego wrażenia, Polacy podniecają się każdą, którą zobaczą (przynajmniej przez pierwsze tygodnie). Palmy były i będą robić na nas, Polakach, wrażenie. Jeśli nie w realu, to przynajmniej na zdjęciach wrzuconych na „fejsa” z wakacji. Być może to dlatego że Pan Klimat pożałował nam tych specyficznych drzew, które przecież kojarzą nam się z plażą, piaskiem i słońcem, a jedna duża palma w centrum samej Warszawy- to zbyt mało żeby się lansować.
Wszystko co tutaj wymieniłam to totalnie subiektywne spojrzenie na Portugalię, głównie przez pryzmat stolicy tego kraju. Pomimo wielu niedoskonałości, wciąż czuje się tutaj wyjątkową atmosferę i każdego dnia da się odczuć pragnienie odkrywania miasta na nowo. Ciekawa jestem, jakie są wasze doświadczenia z Portugalii. Czy ktoś z Was wybierał się tam kiedykolwiek? Podzielcie się w komentarzach, co was mile zaskoczyło albo wkurzyło w tym malowniczym miejscu.
architekturaerasmuskolorylatolifestyleLizbonapodróżeżycie za granicą
Pingback: MADERA, Funchal – fotorelacja z krainy wiecznej wiosny | justhappylife()
Pingback: ERASMUS w Wielkiej Brytanii, czyli jak wyjechać na praktyki za granicę - Just Happy Life()
Pingback: 10 powodów, dlaczego w Wielkiej Brytanii nigdy nie poczujesz się jak w Polsce - Just Happy Life()
Pingback: Lista rzeczy do zrobienia przed 30-stką - Just Happy Life()
Pingback: 3 POMYSŁY NA LIZBONĘ I OKOLICE - Just Happy Life()