Lipiec był dla mnie miesiącem pełnym wrażeń i zmian. Tak wiele rzeczy wydarzyło się na raz, że dopiero teraz, w połowie sierpnia, udaje mi się powoli ochłonąć i wrócić na bloga. Po pierwsze i chyba najważniejsze, udało mi się obronić jeden z moich czołowych kierunków na studiach, czyli Architekturę i Urbanistykę. Zaraz potem czekało mnie wesele mojej przyjaciółki. I nie miałam nawet czasu, aby po tym wszystkim trochę odsapnąć, odpocząć czy powspominać, ponieważ jeszcze tego samego miesiąca szykował mi się wielki wyjazd z moim Jeszczeniemężem do Londynu, w ramach programu Erasmus+. Tym razem jednak nie była to wyprawa na studia zagraniczne.
W ramach tej wymiany wlicza się także wyjazd na praktyki. Jeżeli kiedykolwiek zastanawiałeś się lub zastanawiasz, czy warto skorzystać z Erasmusa, koniecznie zajrzyj „tutaj„. A jeśli chcesz się dowiedzieć, gdzie ostatnio byłam na wymianie studenckiej, zajrzyj „tu„. Jeżeli po prostu jesteś ciekawy, jak wygląda sama procedura wyjazdu na praktyki, już spieszę z opisem!
Jak to wygląda w skrócie?
A no tak, że możemy wybrać się na praktyki, trwające dwa lub trzy miesiące, w firmie, która jest powiązana z naszym kierunkiem studiów i znajduje się w kraju należącym do Unii Europejskiej. Taki wyjazd może być organizowany w czasie trwania studiów, przy odbywaniu tych obowiązkowych praktyk lub ponadprogramowych (we własnym zakresie). Może to być również wyjazd organizowany po ukończeniu studiów, czyli będąc absolwentem, z zastrzeżeniem, że musimy go sobie załatwić, kiedy jesteśmy jeszcze oficjalnie studentami. I z tej właśnie opcji skorzystałam ja.
Jak wygląda załatwianie wyjazdu Erasmus w praktyce?
Tutaj mamy trochę więcej zabawy niż przy wymianie studenckiej, dotyczącej uczelni, choć przecież wyjazd trwa o wiele krócej. Przede wszystkim, sami musimy sobie znaleźć firmę, która nas przyjmie, rozsyłając CV , portfolio czy list motywacyjny. Najważniejsze to nie zrażać się brakiem odpowiedzi lub odpowiedzią odmowną. Ja wysłałam tych CV naprawdę (NAPRAWDĘ) sporo. Żeby nie powiedzieć, że sto co najmniej (ale też głównie dlatego, że zależało mi na czasie).
Jak już znajdziemy firmę, która chętnie przygarnie nas pod swe skrzydła (czemu mieliby tego nie zrobić, mają darmowe i chętne ręce do pracy!), to wtedy wypełniamy dokumenty i wysyłamy mailem do naszego przyszłego szefa, który powinien je wydrukować, podpisać i wysłać w kopercie, drogą pocztową, prosto do naszej chatki w Polsce. Tak, muszą przyjść drogą pocztową, a nie mailową, ponieważ wymagany jest oryginalny podpis naszego pracodwacy. Kiedy już go mamy, możemy te same dokumenty zanieść do podpisu dla wydziałowego koordynatora tegoż programu, a następnie do Biura Erasmusa. I póki co, to będzie tyle z naszej strony, mamy na jakiś czas spokój.
Co potem?
Przed wyjazdem oprócz podstawowych rzeczy jak mieszkanie czy transport do danego kraju, musimy załatwić sobie kartę EKUZ oraz ubezpieczenie OC i NNW w pracy. O ile przy wyjeździe na studia te ostatnie możemy sobie darować, to przy praktykach, musimy takowe wykupić. Nie radzę się tym jednak zbytnio przejmować, ponieważ są to koszty stosunkowo małe.
Do tego oczywiście konto w banku, w walucie euro (ja musiałam zakładać dodatkowe w funtach).
Na koniec uśmiechnięci zachodzimy do biura, podpisujemy umowę i zostaje nam tylko się pakować!
Dlaczego Wielka Brytania, a nie tropiki?
Dlaczego tym razem wybrałam takie okolice a nie inne, choć miałam również odpowiedź pozytywną m.in. z Hiszpanii? A no dlatego, że po pierwsze nie jechałam sama, tylko z Jeszczeniemężem, któremu jako programiście łatwiej było znaleźć coś w UK. A po drugie skusił mnie łatwiejszy kontakt z innymi w języku angielskim, który mam już w miarę wyszlifowany (choć wciąż potrafię się zawiesić, ale co tam, każdemu zdarza się mieć bełkot językowy). Poza tym wszystkim, myślałam o odskoczni, trochę innym, żeby nie powiedzieć całkowicie odmiennym miejscu i bach! Klamka zapadła!
Nie bój się biurokracji
Na koniec chciałam Cię tylko prosić, abyś nigdy nie zrażał się ilością dokumentów i spraw, które trzeba załatwić przed takim wyjazdem. Z perspektywy czasu naprawdę warto zainwestować w to trochę wysiłku, aby potem cieszyć się niesamowitą wyprawą. Ja jeszcze ani razu nie żałowałam. A już drugi raz korzystam z tej przyjemności.
Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania, dotyczące takiego wyjazdu albo chcecie podzielić się swoimi wspomnieniami, koniecznie udzielajcie się w komentarzach, jestem ogromnie ciekawa. To, co wyżej opisuję, dotyczy oczywiście mojej Białostockiej uczelni. Zdaję sobie sprawę, że na innych uczelniach takie procedury mogą się troszeczkę różnić. Miło mi będzie jeśli ktoś z innego miasta, kto był na takich praktykach, podzieli się swoim zdaniem i da znać, czy wygląda to podobnie czy nie.
Póki co, pozdrawiam Was, nie gorąco, nie deszczowo, a zmiennie- jak pogoda w Anglii. 🙂
Najwięcej oczywiście dzieje się na moim snapie :just.happylife, dlatego kto jeszcze nie słyszał, nie widział, serdecznie zapraszam! 🙂
erasmusjak załatwić praktykilondynmarzeniaodwagapodróżepraktykipraktyki erasmussnapchatstudiowanieukwycieczka
Pingback: Moja pierwsza wycieczka do Francji, czyli jak stałam się żabojadem. - Just Happy Life()